piątek, 23 września 2016

1

        - Nie możesz nigdzie jechać, to miały być wakacje naszego życia!
- Jak co roku – szepczę.
         Za każdym razem, wraz ze znajomymi, planujemy wspaniałe wyjazdy w góry, wycieczki nad morze, ogniska na jakimś pustkowiu. To wszystko naprawdę jest spoko, ale przestało być wspaniałe za drugim razem.
- Jej zdecydowanie brakuje jakiejś wakacyjnej dramy – mówi Greg.
A żebyś wiedział, kolego.
- Już podjęłam decyzję, Clarice. Te wakacje spędzicie beze mnie.
          Siedzimy nad wielkim basenem i pijemy drinki. Ja i moich czterech najlepszych przyjaciół, których mam dość.
          Greg, Gregory, przyszły student prawa, który zakończył szkołę z wynikiem celującym. Razem ze swoją dziewczyną, Emily, przyszłą studentką bezpieczeństwa wewnętrznego, zamierza zamieszkać w jakimś wielkim mieście, najlepiej w Nowym Jorku, wiodąc najszczęśliwsze życie pod słońcem. Pierwsze dziecko pojawi się przed dwudziestymi trzecimi urodzinami.
           Ślimak, inaczej Ian, dostał stypendium sportowe i już za niedługo wyjeżdża na Cambridge, gdzie dołączy do bractwa z idiotyczną nazwą pełną przystojnych gości, którzy, według pozorów, będą zaliczać najgorętsze laski na całym kampusie. Według pozorów powinien być idiotą, ale jednak Ślimak odznacza się wysokim ilorazem inteligencji i można z nim porozmawiać na temat niewolnictwa stosowanego w XX wieku.
          Clarice, jedyna czarnoskóra w naszej paczce, marzy o zostaniu cenioną artystką. Na pewno pójdzie na jakieś wspaniałe studia, które pomogą jej osiągnąć mistrzostwo i zarabiać niezłą kasę. Chciałaby spędzić wieczność ze Ślimakiem, ale nie grają w tej samej drużynie, co ją strasznie irytuje.
           Na końcu jestem ja. Stopnie bardzo dobre, wygląd bardzo dobry, maniery bardzo dobre. Brak przyszłości.
          Widzę, że ten jeden drink zdecydowanie wystarczył Emily, bo mówi coś po cichu do Grega i zaraz znikają za drzwiami domu. Clarice próbuje tego samego, ale nie otrzymuje podobnych rezultatów, więc kładzie się na leżaku, z dala od nas.
           Ślimak kładzie dłoń na moich plecach.
- Jedź, wyszalej się, połam prawo. Należy ci się.
Uśmiecham się i wkładam nogi do wody.
- Wszystko już gotowe, muszę tylko poinformować rodziców o tym, że wyjeżdżam.
- Nie boisz się, że powiedzą nie?
           Oczywiście, że się boję. Zabarykadują drzwi, zamontują kraty w oknach, nawet zatrudnią ochronę,  bylebym nie opuściła domu. W końcu się wydostanę i to będzie cholernie boleć. Takie już są konsekwencje, coś za coś. Moje szczęście za ich rozpacz.
- Już postanowiłam. Nic mnie nie zatrzyma.
- Uparta jak zawsze.
         Dokańczam drinka i żegnam się ze znajomymi. Obiecuję im, że będziemy w kontakcie, chociaż sama nie jestem tego taka pewna.
To nie tak, że chcę porzucić całe swoje dotychczasowe życie. Pragnę je trochę podrasować. Tak jakby sama sobie podrzucała kłody pod nogi.
         Myślę, że ta historia nie miałaby żadnego sensu, gdybym nie opowiedziała co nieco o swojej przeszłości. A więc w latach dziewięćdziesiątych na świat przyszedł mały ziemniak, który jako noworodek już przypominał rodziców. Powiedzmy, że ten ziemniak nazywał się Lotto, jakby wszystko wygrał na cholernej loterii. Lotto bardzo szybko nauczył się chodzić i mówić, za co był chwalony na każdym kroku. Lotto był jedynakiem, co mu zbytnio nie przeszkadzało, gdyż rodzice skupiali na nim całą swoją uwagę. W wieku ośmiu lat nauczył się grać na skrzypcach i pianinie, zawsze występował w szkolnych konkursach talentów, oczywiście zawsze wygrywając. Popularności mu nie brakowało, włącznie z zainteresowaniem płci przeciwnej. Lotto we wszystkim był zawsze najlepszy, miał co chciał, nawet gdy czegoś nie chciał, to gdyby kiedyś tego zachciał, dawano mu to wcześniej. I tak mijały lata i wszystko co miał i chciał, a nawet nie chciał i miał zaczęło go nudzić.
           Dobrnęliśmy do chwili obecnej. Nigdy nie złamano mi serca, nie nazwano mnie brzydką, przyjaciele nigdy mnie nie zostawili. Żyć, nie umierać.
          Kiedy wchodzę do domu, rodzice właśnie jedzą kolację.
- Skarbie, jedzenie jeszcze ciepłe.
Siadam przy stole i nakładam sobie trochę jajecznicy. Wcale nie muszę chwalić się świadectwem, bo matka już dawno sprawdziła wszystko na stronie szkoły. Nawet dostałam esemesa z gratulacjami i gorącymi buziakami.
            Ojciec ciągle wierzy, że robię sobie rok przerwy, by przyszłego lata pełna wigoru ruszyć na swój wymarzony kierunek, weterynarię. To dosyć męczące, gdy ludzie opiekują się tobą całe życie i nie są nawet w stanie zauważyć, że już się czymś nie interesujesz.
- Obgadałaś z przyjaciółmi, gdzie wybieracie się w tym roku?
Chyba nie jest to najlepszy moment na poinformowanie ich o moim wyjeździe.
- Nie, jeszcze nic nie ustalaliśmy.
- Naprawdę? - dopytuje się mama – Myślałam, że Emily już od dawna planuje jakiś wyjazd. Gdy z nią ostatnio rozmawiałam, zastanawiała się nad biwakiem w Yellowstone.
            Pewnie dlatego, że tam właśnie wszyscy jadą. Wzruszam tylko ramionami i ładuję jajecznice do buzi, byleby nie musieć się odzywać. Powiem im jutro rano.
             Wchodzę do pokoju i witam się z Rupertem, białym królikiem z okazjonalnymi czarnymi łatkami.
- Przepraszam, że wracam tak późno, staruszku.
             Wyciągam go z klatki i kładę na swoich kolanach. Powoli przesuwam ręką po miękkiej sierści, zastanawiając się, czy ktokolwiek inny wie tyle co Rupert. Zwierzanie się zwierzakowi to moje ulubione zajęcie, głównie dlatego, że nienawidzę pisać pamiętników.
- Wiesz co, stary? Chciałam im dzisiaj powiedzieć, naprawdę. Cholera, nawet przygotowałam świetną mowę, z argumentami i podsumowaniem, ale kiedy na nich spojrzałam, cały entuzjazm ze mnie wyparował. - Ostatnie zdanie mruczę sama do siebie. - Boję się.
             Kładę się z królikiem na łóżku i wzdycham.
- Jeśli powiem im to prosto z mostu, mogą zejść na zawał, ale jeśli zacznę mówić i mówić bez końca, pewnie sama stracę główny wątek. Karteczka z napisem „Odchodzę, nie wiem kiedy wrócę” nie wchodzi w grę. Może ty masz jakiś pomysł?
             Tak, owszem, proszę Ruperta o rady. Za każdym razem mam nadzieję, że odpowie. Niestety i tym razem nie słyszę żadnej porady. Biało-czarna kulka układa się obok mojej głowy i zasypia. Robię to samo.

2 komentarze: